Gdy potrafisz oddychać, ale nie potrafisz żyć…
Odłożyła
długopis na bok, a zeszyt zamknęła. Mały dzienniczek schowała pod poduszką,
tak, by nikt go nie zauważył. Rozejrzała się po pokoju, nie wiedząc, co miała
teraz robić. Usiadła na łóżku, przyciągając nogi do klatki piersiowej i oplotła
je ramionami. Bujała się lekko w przód i tył, chcąc wymazać z pamięci niedawno
słyszaną rozmowę, która, szczerze mówiąc ponownie zniszczyła jej kruchutkie
serce…
— … nie możemy tego zrobić, rozumiesz? Mimo wszystko.
To niemożliwe. — Była naprawdę zdeterminowana, zdenerwowana i pełna żalu do
męża.
— To tylko dla jej dobra. Zrozum to wreszcie —
warknął.
— Nie możesz jej tam wysłać. Wiesz, co w takich
miejscach robią z ludźmi? Nie chcę, by nasza córka tam przebywała. Będzie w
domu, gdzie jej miejsce i żadni obcy lekarze nie będą się nią zajmować.
— Ona potrzebuje pomocy, a bez fachowej opieki lekarza
się nie obejdzie. Kiedy ostatnio wyszła z pokoju, co? Kiedy ostatnio się z nami
przywitała czy nawet odezwała się? Nie mówi, nie pije, nie je. Trzeba coś z tym
zrobić, chcesz, żeby wykończyła się całkowicie?
— Nie chcę się od niej oddalać. Wiesz, co? A niech się
nie odzywa, ale niech będzie z nami, ze mną. Nie zrobię jej tego.
— Decyzja została już dawno podjęta. Ośrodek jest
zawiadomiony i będzie czekał na przyjazd [T.I] w piątek, więc nie mamy już o
czym rozmawiać.
— Dlaczego zrobiłeś to bez żadnego powiadomienia mnie
o tym? Jestem jej matką, do cholery! — Podniosła głos i podeszła do mężczyzny.
— Uznałem, że tak będzie najlepiej — powiedział pewnie.
— Dla kogo?! Chyba dla ciebie! Będziesz miał mniej
problemów!
— Zrozum, że też się o nią martwię — syknął, łapiąc ją
za ramiona, by spojrzała w jego oczy. — Ale nie chcę patrzeć, jak po raz
kolejny chce popełnić samobójstwo. Tam, przynajmniej do tego nie dopuszczą i
będą jej pilnować. My nie podołaliśmy rodzicielstwu.
— Nie mów tak — powiedziała łamiącym się głosem. Była
naprawdę bliska płaczu.
— To sama prawda, Hannah.
— Byłam złą matką. — Załkała, wtulając się w tors
męża. — Nie chciałam tego…
Dziewczyna
wciąż analizowała usłyszane dotąd słowa. Wyjeżdża, do ośrodka, gdzieś daleko,
gdzie nie spotka już rodziców, gdzie będzie jej lepiej, gdzie
zapewne będzie sama. Znowu.
Tak
naprawdę, nie chciała opuszczać domu, bo mimo wszystko, czuła się tu bardzo
bezpiecznie. Nie wyobrażała sobie innego miejsca, w którym, chcąc czy nie
chcąc, będzie musiała poznać nowych ludzi. Nie chciała tego. Wolała być sama,
siedzieć w swoim pokoju, pisać coś czy, po prostu leżeć na łóżku i myśleć o
otaczającym ją świecie. Bała się, że sobie nie poradzi, zresztą tak jak zawsze.
Schwytana w sidła własnych niepokojących myśli,
upadająca, zupełnie sama, bezbronna, raniona, nieufna, chora, cierpiąca,
pragnąca śmierci, uwięziona w błędnym kole depresji, torturowana przez własny
umysł…
Dzień
wyjazdu nadszedł szybciej niż się spodziewała. Od kilku dni jej walizka była
już spakowana, zajmując swoje stałe miejsce tuż przy łóżku. Hannah, podczas
wizyty u córki zaczęła jej wszystko wyjaśniać, zapewne myśląc, że ta o niczym
nie wiedziała. [T.I], była świadoma, że jej własni rodzice wysyłają ją do
wariatkowa, ale nie sprzeciwiała im się. Skoro tak postanowili, to niech tak
będzie. Poza tym, nie była jeszcze pełnoletnia i to oni decydowali o jej życiu.
Ona już nie potrafiła…
Nie ma na świecie takiego leku, który nadałby sens
życia…
Rok
później, już dorosła, postanowiła wypisać się z ośrodka. Leczenie nie
przynosiło żadnych efektów, a cierpienie ludzi na oddziałach jeszcze bardziej
ją przytłaczało. Zmarnowała rok na chodzeniu w kółko po pokoju, łykaniu leków,
słuchaniu pocieszających ją pielęgniarek, a także psychologów, którzy gówno
wiedzieli o jej chorobie. Była samotna i potrzebowała kogoś, kto, by ją
zrozumiał.
Znalazła
mieszkanie, co było dla niej nie lada wyzwaniem. Trudno było dogadać się z
kimkolwiek, podczas gdy, nie rozmawiało się nikim przez przeszło kilka lat.
Tylko, w, jaki sposób zdobywała pieniądze na utrzymanie siebie? Rodzice
przelewali co miesiąc fundusze na jej konto, jednak ani razu nie spotkali się z
nią. Upadała coraz niżej.
Trzeba, jednak pić do dna, by dojść do dna swej
duszy…
Codziennie
przychodziła do parku, niedaleko jej mieszkania. Siadała wygodnie na ławce,
zamykała oczy i spędzała tak długą ilość czasu. I, mimo że, widziała ciekawskie
spojrzenia ludzi, nie zwracała na nich uwagi. Liczył się tylko jej świat,
którego za nic w świecie nie chciała utracić.
Jeden smutek jest gościem, którego trudno się
pozbyć…
Pewnego
dnia, gdy wybrała się do parku, po nieprzespanej nocy, zauważyła, że ktoś zajął
jej miejsce. Lekko zła, ale też i przestraszona, podeszła do owej osoby,
dotykając ją lekko. Odskoczyła na bok z powodu bardzo gwałtownej reakcji
chłopaka. Jego wyraz twarzy złagodniał, widząc przerażenie w oczach [T.I].
Chciał coś powiedzieć, jednak nie potrafił skleić słów w jedno sensowne zdanie.
Po chwili zorientował się, że dziewczyny już nie ma. Uciekła, tak jak zawsze.
Jedna minuta cierpienia wydaje się całym wiekiem.
Jedna minut męki jest wiekiem. A wiek, to naprawdę sporo czasu…
[T.I]
od kilku dni nie wychodziła z domu. Bała się… w zasadzie wszystkiego. Siedziała
skulona na łóżku i myślała o tajemniczym chłopaku. Może jeszcze gdzieś w środku
była na niego zła, jednak zastępowało to inne uczucie, którego do końca nie
potrafiła rozpoznać. Nie wiedziała czy powinna iść do parku, ponieważ wiązało
się to ze spotkaniem z brązowookim. Pytanie tylko czy chciała się z nim znowu
zobaczyć.
Z
Zaynem było zupełnie inaczej. Przychodził do tego samego miejsca codziennie,
mając nadzieję na spotkanie z tajemniczą dziewczyną. Rozpoznał w niej coś
znajomego i nie chciał zaprzepaścić żadnej okazji na zastanie jej w parku. Był
ciekawy co skrywała w sobie, bo z pewnością było to coś, co chciał poznać i
pokochać.
Szczęśliwe zakończenie nigdy nie doprowadziło historii
do końca; ledwie do zwycięstwa…
Dziewczyna
w końcu przezwyciężyła strach i wyszła z domu. Szła, dobrze znaną jej drogą.
Mijała ludzi, którzy dość niedawno wyśmiewali się z niej i kpili z zachowania.
Ich komentarze nie były dla niej istotne. Nie wnosiły do jej życia nic, czego,
by nie wiedziała.
Kiedy
usiadła na swojej ławce, rozejrzała się wkoło. Nigdzie nie
zauważyła mulata, co, ku jej zdziwieniu, wywołało duży smutek. Jednak po kilku
minutach, poczuła, jak ławka się ugina, więc spojrzała na osobę, która
ulokowała się obok niej. Na jej twarzy pojawił się, ledwo zauważalny uśmiech,
gdy patrzyła w Jego oczy.
*************************
Cześć!
Na początku pragnę się usprawiedliwić z tego marnego imagina. Dawno nie pisałam
jednopartowców i to był mój taki pierwszy od miesiąca, za co bardzo was
przepraszam. Chęci do pisania mam, jednak gorzej z pomysłem. Co wy
proponujecie? :)