czwartek, 22 stycznia 2015

#8



 
Gdy potrafisz oddychać, ale nie potrafisz żyć…


Odłożyła długopis na bok, a zeszyt zamknęła. Mały dzienniczek schowała pod poduszką, tak, by nikt go nie zauważył. Rozejrzała się po pokoju, nie wiedząc, co miała teraz robić. Usiadła na łóżku, przyciągając nogi do klatki piersiowej i oplotła je ramionami. Bujała się lekko w przód i tył, chcąc wymazać z pamięci niedawno słyszaną rozmowę, która, szczerze mówiąc ponownie zniszczyła jej kruchutkie serce…

— … nie możemy tego zrobić, rozumiesz? Mimo wszystko. To niemożliwe. — Była naprawdę zdeterminowana, zdenerwowana i pełna żalu do męża.
— To tylko dla jej dobra. Zrozum to wreszcie — warknął.
— Nie możesz jej tam wysłać. Wiesz, co w takich miejscach robią z ludźmi? Nie chcę, by nasza córka tam przebywała. Będzie w domu, gdzie jej miejsce i żadni obcy lekarze nie będą się nią zajmować.
— Ona potrzebuje pomocy, a bez fachowej opieki lekarza się nie obejdzie. Kiedy ostatnio wyszła z pokoju, co? Kiedy ostatnio się z nami przywitała czy nawet odezwała się? Nie mówi, nie pije, nie je. Trzeba coś z tym zrobić, chcesz, żeby wykończyła się całkowicie?
— Nie chcę się od niej oddalać. Wiesz, co? A niech się nie odzywa, ale niech będzie z nami, ze mną. Nie zrobię jej tego.
— Decyzja została już dawno podjęta. Ośrodek jest zawiadomiony i będzie czekał na przyjazd [T.I] w piątek, więc nie mamy już o czym rozmawiać.
— Dlaczego zrobiłeś to bez żadnego powiadomienia mnie o tym? Jestem jej matką, do cholery! — Podniosła głos i podeszła do mężczyzny.
— Uznałem, że tak będzie najlepiej — powiedział pewnie.
— Dla kogo?! Chyba dla ciebie! Będziesz miał mniej problemów!
— Zrozum, że też się o nią martwię — syknął, łapiąc ją za ramiona, by spojrzała w jego oczy. — Ale nie chcę patrzeć, jak po raz kolejny chce popełnić samobójstwo. Tam, przynajmniej do tego nie dopuszczą i będą jej pilnować. My nie podołaliśmy rodzicielstwu.
— Nie mów tak — powiedziała łamiącym się głosem. Była naprawdę bliska płaczu.
— To sama prawda, Hannah.
— Byłam złą matką. — Załkała, wtulając się w tors męża. — Nie chciałam tego…

Dziewczyna wciąż analizowała usłyszane dotąd słowa. Wyjeżdża, do ośrodka, gdzieś daleko, gdzie nie spotka już rodziców, gdzie będzie jej lepiej, gdzie zapewne będzie sama. Znowu.
Tak naprawdę, nie chciała opuszczać domu, bo mimo wszystko, czuła się tu bardzo bezpiecznie. Nie wyobrażała sobie innego miejsca, w którym, chcąc czy nie chcąc, będzie musiała poznać nowych ludzi. Nie chciała tego. Wolała być sama, siedzieć w swoim pokoju, pisać coś czy, po prostu leżeć na łóżku i myśleć o otaczającym ją świecie. Bała się, że sobie nie poradzi, zresztą tak jak zawsze.

Schwytana w sidła własnych niepokojących myśli, upadająca, zupełnie sama, bezbronna, raniona, nieufna, chora, cierpiąca, pragnąca śmierci, uwięziona w błędnym kole depresji, torturowana przez własny umysł…

Dzień wyjazdu nadszedł szybciej niż się spodziewała. Od kilku dni jej walizka była już spakowana, zajmując swoje stałe miejsce tuż przy łóżku. Hannah, podczas wizyty u córki zaczęła jej wszystko wyjaśniać, zapewne myśląc, że ta o niczym nie wiedziała. [T.I], była świadoma, że jej własni rodzice wysyłają ją do wariatkowa, ale nie sprzeciwiała im się. Skoro tak postanowili, to niech tak będzie. Poza tym, nie była jeszcze pełnoletnia i to oni decydowali o jej życiu. Ona już nie potrafiła…

Nie ma na świecie takiego leku, który nadałby sens życia… 

Rok później, już dorosła, postanowiła wypisać się z ośrodka. Leczenie nie przynosiło żadnych efektów, a cierpienie ludzi na oddziałach jeszcze bardziej ją przytłaczało. Zmarnowała rok na chodzeniu w kółko po pokoju, łykaniu leków, słuchaniu pocieszających ją pielęgniarek, a także psychologów, którzy gówno wiedzieli o jej chorobie. Była samotna i potrzebowała kogoś, kto, by ją zrozumiał.
Znalazła mieszkanie, co było dla niej nie lada wyzwaniem. Trudno było dogadać się z kimkolwiek, podczas gdy, nie rozmawiało się nikim przez przeszło kilka lat. Tylko, w, jaki sposób zdobywała pieniądze na utrzymanie siebie? Rodzice przelewali co miesiąc fundusze na jej konto, jednak ani razu nie spotkali się z nią. Upadała coraz niżej.

Trzeba, jednak pić do dna, by dojść do dna swej duszy… 

Codziennie przychodziła do parku, niedaleko jej mieszkania. Siadała wygodnie na ławce, zamykała oczy i spędzała tak długą ilość czasu. I, mimo że, widziała ciekawskie spojrzenia ludzi, nie zwracała na nich uwagi. Liczył się tylko jej świat, którego za nic w świecie nie chciała utracić.

Jeden smutek jest gościem, którego trudno się pozbyć… 

Pewnego dnia, gdy wybrała się do parku, po nieprzespanej nocy, zauważyła, że ktoś zajął jej miejsce. Lekko zła, ale też i przestraszona, podeszła do owej osoby, dotykając ją lekko. Odskoczyła na bok z powodu bardzo gwałtownej reakcji chłopaka. Jego wyraz twarzy złagodniał, widząc przerażenie w oczach [T.I]. Chciał coś powiedzieć, jednak nie potrafił skleić słów w jedno sensowne zdanie. Po chwili zorientował się, że dziewczyny już nie ma. Uciekła, tak jak zawsze.

Jedna minuta cierpienia wydaje się całym wiekiem. Jedna minut męki jest wiekiem. A wiek, to naprawdę sporo czasu… 

[T.I] od kilku dni nie wychodziła z domu. Bała się… w zasadzie wszystkiego. Siedziała skulona na łóżku i myślała o tajemniczym chłopaku. Może jeszcze gdzieś w środku była na niego zła, jednak zastępowało to inne uczucie, którego do końca nie potrafiła rozpoznać. Nie wiedziała czy powinna iść do parku, ponieważ wiązało się to ze spotkaniem z brązowookim. Pytanie tylko czy chciała się z nim znowu zobaczyć.
Z Zaynem było zupełnie inaczej. Przychodził do tego samego miejsca codziennie, mając nadzieję na spotkanie z tajemniczą dziewczyną. Rozpoznał w niej coś znajomego i nie chciał zaprzepaścić żadnej okazji na zastanie jej w parku. Był ciekawy co skrywała w sobie, bo z pewnością było to coś, co chciał poznać i pokochać.

Szczęśliwe zakończenie nigdy nie doprowadziło historii do końca; ledwie do zwycięstwa… 

Dziewczyna w końcu przezwyciężyła strach i wyszła z domu. Szła, dobrze znaną jej drogą. Mijała ludzi, którzy dość niedawno wyśmiewali się z niej i kpili z zachowania. Ich komentarze nie były dla niej istotne. Nie wnosiły do jej życia nic, czego, by nie wiedziała.
Kiedy usiadła na swojej ławce, rozejrzała się wkoło. Nigdzie nie zauważyła mulata, co, ku jej zdziwieniu, wywołało duży smutek. Jednak po kilku minutach, poczuła, jak ławka się ugina, więc spojrzała na osobę, która ulokowała się obok niej. Na jej twarzy pojawił się, ledwo zauważalny uśmiech, gdy patrzyła w Jego oczy.


*************************
Cześć! Na początku pragnę się usprawiedliwić z tego marnego imagina. Dawno nie pisałam jednopartowców i to był mój taki pierwszy od miesiąca, za co bardzo was przepraszam. Chęci do pisania mam, jednak gorzej  z pomysłem. Co wy proponujecie? :)


2 komentarze:

  1. Hej!
    Moim zdaniem imagin jest fajny i bardzo ciekawy. Naprawdę mi się podoba :)
    Co do pomysłów to ja niestety jestem bardzo słaba w tym temacie, ale może znajdzie się ktoś kto podsunie Ci coś ciekawego ;)
    Z niecierpliwością czekam na kolejne imaginy. Życzę weny i może jakiegoś natchnienia co do pomysłów ;)
    Buziaki i do następnego :*

    OdpowiedzUsuń