poniedziałek, 22 grudnia 2014

#7

- Niall! – głośny krzyk rozniósł się echem po domu. – Niall do jasnej cholery!
Mężczyzna zbiegł szybko po schodach i z hukiem wpadł do salonu, po czym roześmiał się głośno.
- Tak, słońce? – zapytał, rozsiadając się na jednej z bordowych kanap.
- Staram się wprowadzić rodzinne tradycje w tym domu i  ubrać wspólnie choinkę, ale za bardzo rozpuściłeś swoich ukochanych synów, Horan – syknęła dziewczyna, wyjmując z opakowania kolejną bombkę.
- Oh, skarbie – zachichotał blondyn, wstając i obejmując T.I w pasie. Położył ręce na jej dużym brzuchu i uśmiechnął się szeroko. Złożył pocałunek na policzku ukochanej, po czym odsunął się od niej i ruszył na korytarz. – Leondre, Charlie! – zawołał, stając przy schodach. – Chcę widzieć was w tej chwili na parterze!
Po czym jak gdyby nigdy nic wrócił do pachnącego lasem salonu i zawiesił kolejną bombkę na żywym drzewku. Dwóch jedenastolatków po chwili dołączyło do rodziców.
- Co chciałeś, tato? – jęknął mniejszy z nich.
Właściwie, była to zabawna sytuacja. Mimo, iż Leo i Charlie byli bliźniakami, Charlie miał blond włosy i niebieskie oczy, a Leondre był szatynem o piwnych tęczówkach, w dodatku mierzył co najmniej 5 cm mniej od brata.
- Słownictwo, synku – skarciła go T.I.
- Mieliście pomóc mamie w ubieraniu choinki – powiedział Niall, a chłopcy wywrócili oczami. – No dalej, bombki do rąk i do roboty! – zaklaskał w dłonie, po czym chwycił T.I za rękę i pociągnął ku sofie.
- Niall – zaczęła, ale on uciszył ją, przykładając palec wskazujący do jej ust.
- Ej no, tato! – zawołali z wyrzutem obaj chłopcy.
- Nie mówi się ‘’ej’’, tyle razy wam powtarzałem. Poza tym mama nie może się przemęczać, więc bierzcie się do roboty – zaśmiał się Horan.
- Czasami zastanawiam się, czy to serio my mamy jedenaście lat – mruknął Charlie, a Horan wciągnął głośno powietrze.
T.I miała rację, zdecydowanie rozpuścił swoich synów.

Dzwonek do drzwi co kilkanaście sekund dawał znać o przybyciu nowych gości, a podjazd przed posiadłością Horanów szybko się zapełniał. Rodzina i przyjaciele zasiadali do ogromnego, suto zastawionego stołu w akompaniamencie śmiechów i rozmów, oraz świątecznych piosenek sączących się cicho z głośników. Kelnerzy sprawnie poruszali się między ludźmi, co chwila pytając o dolewkę wina. Louis i Zayn śmiali się z żartu Tomlinsona, a Harry ganiał po salonie za ich, ubraną w śliczną, tiulową sukieneczkę, dwuletnią córką – Daisy. Perrie z T.I i Sophią wesoło rozprawiały o dzieciach, a Niall i Liam mówili o nowym albumie Eda Sheerana. Młodzi Horanowie, oraz Drake – syn Zayna i Michael – potomek Payne’a ganiali wokół stołu. Można było rzec, że wszystko było tak, jak być powinno. Rodzinną, świąteczną atmosferę czuć było z daleka.
Kiedy każdy zajął swoje miejsce Niall wstał i poprosił o ciszę.
- Chciałem podziękować wam wszystkim – zaczął, a jego twarz rozświetlił szeroki uśmiech. – Za przybycie na kolację. Cóż by to były za święta bez was, bez naszych wspaniałych rodziców – skinął głową w kierunku swojej mamy. – Oraz przyjaciół – mrugnął do Liama, na co ten się zaśmiał. – Chciałbym wznieść toast za…
- Kurwa – wymsknęło się T.I, siedzącej obok męża. Wszyscy spojrzeli na nią z rozbawieniem.
- Kurwa! – zawołała Daisy, klaszcząc wesoło w dłonie, siedząc na kolanach Louis’ego. Niall zaśmiał się nerwowo.
- Nie, serio kurwa. Ja rodzę, właśnie odeszły mi wody! – krzyknęła dziewczyna, a Horan wytrzeszczył oczy.
Wszyscy od razu wstali, nie wiedząc co zrobić. Zrobiło się ogromne zamieszanie. Niall pomógł swojej żonie wstać, a Harry zadeklarował się, że podjedzie samochodem pod drzwi.
- Popilnujcie chłopaków – rzucił do przyjaciół.
Tak, to będą wyjątkowe święta.

- Nienawidzę cię Horan! Dlaczego muszę przeżywać to trzeci raz?! – wrzasnęła T.I.
- Wiem skarbie, kocham cię – zachichotał mężczyzna, całując dłoń ukochanej.
- Mam w dupie twoje ‘’kocham cię’’! To ty mi to zrobiłeś! Nienawidzę cię Horan! Ty podły, cholerny, aaa! – wrzasnęła.
- Jeszcze raz, proszę przeć jeszcze raz! – zawołał lekarz.
Po sali rozniósł się przeraźliwie głośny krzyk, a zaraz po tym cichutki płacz dziecka. Niall odetchnął, a na jego zmęczoną twarz wstąpił szeroki uśmiech. Pielęgniarki chwyciły noworodka i od razu owinęły w pieluszkę, po czym podały rodzicom.
- Gratulacje, to silna i zdrowa dziewczynka – powiedziała jedna z nich.
W oczach blondyna stanęły łzy. T.I trzymała na rękach jego córkę. Owoc ich wspólnej miłości, ich pracy, ich poświęcenia. Spojrzał na swoją żonę wdzięcznym wzrokiem.
- Cześć, kruszynko – szepnął, przecinając ciszę. – Tu tata – zacisnął oczy i pokiwał głową, chcąc odgonić łzy. – Kocham cię. Oboje z mamusią cię kochamy – odparł po czym nachylił się i złożył pocałunek na spierzchniętych ustach dziewczyny.
- Wybrali już państwo imię? – wtrącił się lekarz.
- Selena – powiedzieli równocześnie po czym zaśmiali się, a mała mlasnęła.
A w chwili, kiedy mała Selena leżała w inkubatorze, a po obu jego stronach, jak na straży stali jej starsi bracia Niall wiedział, że jeśli to jest szczęście, to ma go pod dostatkiem na całe swoje życie.

Coś krótkiego i przyjemnego :)
Wesołych Świąt! xx
Asia x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz