poniedziałek, 15 grudnia 2014

#5

Tytuł: If I will be gigantic
Pairing: Hoy – Harry i Joy
Długość: 2207 wyrazy
Gatunek: Romans, dramat
Opis: Harry nie miał przyjaciół. Joy ich miała. Harry nie chciał być kochany. Joy chciała. Harry nie lubił się uśmiechać. Joy lubiła. Harry chorował na gigantyzm. Joy nie.

Joy była typem osoby, której nie dało się nie kochać. Była niska, miała pełne kształty, pyzate policzki, średniej długości, falowane brązowe włosy i uśmiech okalony dwoma naprawdę uroczymi dołeczkami. Zawsze była miła i radosna, a wokół niej rozpościerała się aura, która wręcz nie pozwalała być przygnębionym.
Joy miała młodszego brata. Urodził się chory – na mutyzm. Dziewczyna zawsze o niego dbała, mimo, że on nigdy nie mógł jej się odwdzięczyć, choć grając na pianinie w pobliskim domu kultury sprawiał ogromną radość starszej siostrze. Jason i Joy trzymali się razem, byli najlepszymi przyjaciółmi, mimo tego, że były pomiędzy nimi 4 lata różnicy i, cóż. Joy mówiła, jej brat nie. Często spacerowali wspólnie, spędzali ze sobą znaczną ilość wolnego czasu.
Dziewczyna udzielała się charytatywnie w domu kultury. Po szkole zabierała tam Jasona i zostawiała go przy pianinie, a sama szła do pracowni plastycznej, gdzie razem z dziećmi tworzyła ozdoby na choinkę, lub na inne, różnorakie okazje.

To wszystko zaczęło dziać się na początku grudnia, chyba drugiego, lub trzeciego dnia tego pięknego miesiąca.
Śnieg już lekko prószył, opadając na gołe gałęzie drzew, lub domowe dachy. Ludzie zaczęli przyozdabiać swoje domy w kolorowe lampki i ozdoby. Czuć było nadchodzącą magię świąt.
- Tak słucham? – powiedziała do słuchawki Joy, odchodząc na chwilę od stołu.
- Cześć Joy, tu tata. Zabrałem Jasona na basen, nie martw się, jeśli go nie znajdziesz – oznajmił mężczyzna.
- Oh, okej. Uważaj na niego tato i powiedz mu, że będę czekała na niego w domu – odparła dziewczyna, poprawiając krzywo przylepiony przez 6-letnią Jessicę makaron, na kartonową choinkę.
- Jasne, że przekażę. Do zobaczenia w domu.
- Tak, do zobaczenia.

- Joy? – zawołał Steve, wchodząc do pracowni. Dziewczyna wyłoniła się zza stołu, zbierając porozrzucane przez dzieciaki papierki.
- Tak? – uśmiechnęła się lekko, prostując się.
- Zamkniesz dziś? Muszę wcześniej wyjść, obiecałem Sophie, że wyjdziemy do kina.
- Jasne, nie ma sprawy – Joy tylko wzruszyła ramionami.
- Oh, w sali muzycznej jest jeszcze mój przyjaciel Harry. Nie zapomnij go stąd wygonić – zaśmiał się chłopak.
- Oczywiście szefie – dziewczyna również zachichotała, po czym wróciła do poprzedniego zajęcia.
Na koniec pozamiatała całe pomieszczenie i odłożyła odpowiednie przybory na swoje miejsca, nucąc pod nosem jakąś wymyśloną przez siebie melodię. Zgasiła światła, chwytając w dłonie swój płaszcz i zamknęła drzwi na klucz. Następnie zeszła piętro niżej, by poinformować Harry’ego,  że niestety musi już iść.
Stawiając powolne kroki, słyszała odgłos klawiszy. Melodia była raczej spokojna. Lekka, jednak kryła w sobie pewną historię. Zatrzymała się przy drzwiach i odetchnęła, kiedy odezwał się potężny, zachrypnięty głos.


Ponieważ nie chcę się zakochiwać
Jeśli ty nawet nie chcesz próbować
Ale jedyne, o czym mogę myśleć
To to, że może byś mogła



Joy kochała tę piosenkę. Była wielką fanką Jessie Ware. Zawsze pragnęła zobaczyć ją na żywo. Otworzyła cicho drzwi i weszła do sali, by przy starym pianinie ujrzeć ogromną, zgarbioną postać, z zaciśniętymi oczami i podkurczonymi, długimi nogami. Jego głowę zdobiła dziergana czapka, spod której wystawało parę niesfornych, lekko kręconych kosmyków włosów. Sunął smukłymi, długimi palcami po białych klawiszach, w skupieniu badając ich fakturę. Dziewczynie zabrakło tchu. Jej serce na sekundę stanęło, kiedy mrugała oczami, chcąc upewnić się, że wzrok nie płata jej figli. Harry był taki piękny, jednak… Gigantyczny. 18-latka chrząknęła, chcąc jakoś zaznaczyć swoją obecność. Chłopak otworzył oczy i spojrzał na nieznajomą, a w jego oczach dało się ujrzeć zakłopotanie. Joy widząc jednak zmieszanie chłopaka, uśmiechnęła się przyjaźnie.
- Cześć – powiedziała, starając się nie zwracać uwagi na wielkość Harry’ego. – Chciałam ci tylko powiedzieć, choć bardzo tego nie chcę, bo jesteś fenomenalny, że niestety musisz już iść – odparła, starając się brzmieć jak najbardziej miło.
- Jjj, jasne, ja już… - zająknął się chłopak, po czym szybko wstał i wow, ok. Joy wciągnęła głośno powietrze, ponieważ Harry nie był wielki. Harry był gigantyczny. Miał na pewno dużo ponad dwa metry wysokości. Dziewczyna zmierzyła go od góry do dołu, kiedy podszedł bliżej i mimowolnie zachichotała.
- Rany – wymsknęło się jej, kiedy próbowała przestać się śmiać. – Czuję, że przy twoim wzroście jestem przedszkolakiem – odparła, a Harry pierwszy raz odkąd go zobaczyła uśmiechnął się. Naprawdę, uśmiechnął się, ukazując dwa słodkie dołeczki. Zarzucił na ramiona płaszcz (Joy naprawdę była pod wrażeniem tego, gdzie produkują tak duże ubrania), po czym spojrzała na twarz chłopaka.
Jego oczy były zielone, naprawdę ładne. Lekko uwydatnione kości policzkowe przyprószone były naturalnym, różowym odcieniem skóry chłopaka, a jego nos, lekko zadarty, ale… słodki. Tak, nos Harry’ego był naprawdę słodki. Jego lekko malinowe usta wyglądały, jak idealnie wykrojone. Długa szyja, tułów i boże, te wielkie dłonie. Joy uważała, że Harry był naprawdę piękny, jednak ona ze swoimi marnymi 170 centymetrami sięgała mu ledwo do łokcia.
Ruszyli w stronę wyjścia i Joy naprawdę starała się nie zwracać uwagi na to, że przy każdej framudze Harry musiał się schylać.
- Jestem Joy – powiedziała, kiedy stali już na zewnątrz, a ona zamykała na klucz główne drzwi domu kultury.
- Harry – chłopak skinął głową. 18-latka już przyzwyczaiła się do tego, że musi patrzeć wysoko, by dostrzec jego piękną twarz. Uśmiechnęła się szeroko, co on od razu odwzajemnił.
- Wiesz, nie chcę wyjść na wścibską, jednak czy mogę spytać…
- Dlaczego jestem nienaturalnie wielki? – Styles zachichotał, kiedy Joy zmarszczyła brwi. Swoim dużym palcem chłopak jak gdyby nigdy nic, wygładził zmarszczkę.
- Cóż, pewnie nie ujęłabym tego w ten sposób, ale czuję się przy tobie jak smerf – odparła, a chłopak ponownie się zaśmiał.
Historia Harry’ego nie była jakaś szczególna. Urodził się cholernym wielkoludem, a ojciec zostawił jego i jego mamę, bo nie chciał wychowywać syna dziwadła i to było w porządku. Tak sądził Harry.
- Myślę, że kiedyś ci o tym opowiem – mrugnął do Joy, na co ta zachichotała. – Czy to będzie nachalne, jeśli powiem, że chcę odprowadzić cię do domu? – zapytał, kołysząc się na stopach.
- Nie – pokręciła głową dziewczyna. – To będzie bardzo, bardzo miłe z twojej strony.
I w sumie, właśnie tak się zaczęło. Teraz jestem pewna – to był 3 grudnia.

Od tego czasu, kiedy tylko się ściemniło, Harry pojawiał się i odprowadzał Joy do domu, od czasu do czasu przychodząc wcześniej by zagrać coś na pianinie i pośpiewać. Dziewczyna naprawdę uwielbiała jego towarzystwo. Wyglądali razem nieco śmiesznie, jednak mało ich to obchodziło.
Mama Harry’ego widziała, że częściej się uśmiechał.
Rodzice i Jason widzieli, że Joy jest szczęśliwsza niż zwykle.
- Mam guza przysadki – powiedział pewnego późnego wieczoru Harry, kiedy dawno po zamknięciu domu kultury, siedzieli przy pianinie i wygrywali nieistniejące melodie. – Bardziej po ludzku, to po prostu gigantyzm – uśmiechnął się słabo chłopak, widząc wyraźnie zmartwioną minę Joy. Dziewczyna już otwierała usta by coś powiedzieć, ale 21-latek przerwał jej. – Tylko proszę Joy, nie mów, że jest ci przykro – więc Joy nie powiedziała.
- To… To śmiertelny guz? – zapytała niemal szeptem.
Harry ledwo zauważalnie skinął głową, na co dziewczyna zacisnęła oczy. Chłopak wziął jej malutką dłoń i przyłożył do swojej. Tak diametralnie różniły się rozmiarami.
- Twoja dłoń pasuje do mojej, jakby była stworzona tylko dla mnie – zanucił, a na twarzy dziewczyny pojawił się uroczy uśmiech. – Ale pamiętaj, to było nam przeznaczone.
Po czym pochylił się ku niej i chowając połowę jej twarzy w swojej ręce, lekko przycisnął swoje usta do jej. Następnie posadził ją szybkim ruchem na swojej nodze i ponowił ten gest. Usta Harry’ego były miękkie.
Twarz Joy owiał zapach chłopaka, kiedy jego twarz znajdowała się naprzeciwko jej. Dziewczyna chichotała, kiedy swoją małą dłonią badała twarz Harry’ego. On opuścił powieki, poddając się jej dotykowi.
- Mógłbym się przyzwyczaić – mruknął. – Do naszej różnicy wzrostu. Chroniłbym cię, przyjąłbym każdy cios, zabrałbym od ciebie każdy ból – dokończył szeptem, a w oczach Joy stanęły łzy.
To chyba wtedy zaczęli trzymać się za ręce i żegnać buziakami. Tak, to było prawdopodobnie wtedy.

Harry przyprowadził Joy do domu. Mama Harry’ego miała łzy w oczach, witając dziewczynę, a on zażenowany próbował je rozdzielić.
W domu Harry’ego były wysokie sufity.
- Mamo! – jęknął chłopak, próbując rozluźnić uścisk jej rąk na plecach Joy, która tylko chichotała. – Boże, mamo!
- Już, już – Anne otrząsnęła się, puszczając dziewczynę. Otarła łzy i uśmiechnęła się serdecznie. – Idźcie na górę dzieciaki.
- Taki był plan, zanim się nie rozkleiłaś mamo – mruknął chłopak. – Chodź, Joy – chłopak złapał 18-latkę za rękę i pociągnął w stronę schodów.
- Miło było panią poznać! – zawołała, wchodząc na pierwszy stopień, kiedy mama Harry’ego zaczęła znikać za rogiem kuchni.
- Ciebie również kochanie!
Pokój Harry’ego był raczej zwyczajny. Miał granatowe ściany, proste meble i duże łóżko. Był prosty i naprawdę ładnie urządzony. Joy przechadzała się po pomieszczeniu, kiedy jej uwagę przykuła stojąca na szafce nocnej pusta ramka na zdjęcie. Spojrzała pytająco na siedzącego na łóżku chłopaka. Jego wzrost już dawno przestał być ważny.
- Oh, to – podrapał się w tył głowy. – Cóż, obiecaj, że nie będziesz się śmiać – powiedział, a Joy kiwnęła głową, udając, że zapina usta i wyrzuca za siebie kluczyk. – Kupiłem ją, bo chciałem tu włożyć zdjęcie moje i mojej dziewczyny, ale… Nigdy nie miałem dziewczyny. Ja chyba… - zawahał się, spuszczając wzrok na swoje stopy, po czym powiedział cicho. – Chyba nigdy się nie całowałem. Tak naprawdę – przyznał, a Joy z trudem powstrzymała łzy, cisnące się do jej oczu.
Harry był idealny. Miał wspaniały charakter, poczucie humoru i wielkie serce. Można było powiedzieć mu o każdej rzeczy, a on nie oceniał, tylko rozumiał. A omijały go wszystkie te ‘’młodzieńcze’’ rzeczy, bo był chory? To takie niesprawiedliwe! – pomyślała Joy, siadając obok chłopaka i odkładając pustą ramkę na swoje miejsce.
- Hazz – szepnęła, a jej oddech był lekko urywany. Chłopak obrócił swoją twarz i byli bardzo blisko siebie.
- Pocałuj mnie – wydukał, a w jego oczach zebrały się łzy.
Joy pochyliła się ku chłopakowi i złożyła czuły pocałunek na jego ustach, zaraz potem kolejny. Lekko głaskała go po policzku, by dodać mu otuchy. Chwilę potem zaczął odwzajemniać pocałunek. Coraz śmielej. Po jego twarzy spłynęły łzy, kiedy nagle się odsunął.
- Co się dzieje Hazz? – zapytała Joy, a jej twarz wyrażała ogromne zmartwienie.
- Ttty nie możesz Joy, ja niedługo umrę, a ty… Nie Joy, nie, ja – jego niespójne zdanie zostało przerwane, kiedy Joy ponownie pocałowała jego usta.
- To, że jesteś chory nie oznacza, że nie zasługujesz na szczęście Harry. Nawet, jeśli będzie ono krótkotrwałe – szepnęła w jego usta, drżącym głosem. Było kwestią czasu, zanim i ona się rozpłakała.
- Nie zasługuję na ciebie.
- Każdy zasługuje na kogoś, kto go kocha (dop. aut. nie wińcie mnie za to, dark ff moim życiem ajdaskfh).

Mama Harry’ego płakała również, kiedy Joy i jej mama zaprosiły rodzinę Styles na wigilijną kolację. Tysiące razy dziękowała i pytała, czy również powinna coś przygotować, ale nie, naprawdę nie.
Joy, ubrana w skromną, granatową sukienkę otworzyła im drzwi i wpuściła ich do środka. Harry schylił się, przekraczając próg i chwycił dziewczynę w talii, po czym podniósł ją wysoko i okręcił kilka razy, na co ta śmiała się głośno.
- Postaw mnie Hazz, jesteś zimny! – zawołała, bijąc go w ramiona. Chłopak odrobinę obniżył dziewczynę i złożył delikatny pocałunek na jej ustach, zanim całkowicie postawił ją na ziemię.
- Cześć, piękna (dop. aut. Jezu przepraszam, ale nzxkjvfgdksghsk) – powiedział, a jego głos był bardziej ochrypły niż zwykle.
- Hej, Hazz – bąknęła, rumieniąc się odrobinę. – Chodź, przedstawię cię mojej rodzinie – chwyciła dużą dłoń chłopaka i pociągnęła go w stronę salonu, gdzie już zdążyła zadomowić się Anne. – Mamo, tato, Jason. To jest Harry – powiedziała, przerywając tym samym rozmowę rodziców.
Tata i mama dziewczyny uśmiechnęli się, widząc ich splecione dłonie, po czym grzecznie przywitali się z Harrym. Przed kolacją została zawarta umowa: Harry, jest jak każdy i tak ma być traktowany. Jason spojrzał tylko na chłopaka i z powrotem zajął się swoją grą.
- Choruje na mutyzm, nie jest przyzwyczajony do obecności kogoś obcego – szepnęła, kiedy wysoki chłopak spojrzał na nią pytająco, po czym kiwnął głową na znak, że rozumie.
Już kilka chwil później wszyscy siedzieli przy stole i nakładali na swoje talerze tradycyjne wigilijne potrawy. Joy i Harry trzymali pod stołem splecione dłonie, ale nikt nie musiał tego wiedzieć. To była ich sprawa, ich własny, intymny gest. Uśmiechali się do siebie lekko, słuchając rozmowy swoich rodziców. Uważali tę wigilię za najlepszą w ich życiu.

Po uroczystej kolacji nadszedł czas na prezenty. Jednak te od dorosłych nie były aż tak ważne. Joy wręczyła Harry’emu nieduże pudełko i uśmiechnęła się uroczo. Chłopak szybko rozerwał ozdobny papier i zaśmiał się, rzucając okiem na zadowoloną z siebie Joy.
- To znaczy, że jesteś moją dziewczyną? – zapytał, patrząc na ramkę ze swojego stolika, w której umieszczone było zdjęcie jego i Joy.
- Cóż, wygląda na to, że tak – przygryzła wargę, by powstrzymać szeroki uśmiech.
Styles wyciągnął z kieszeni marynarki czerwoną kopertę i podarował ją dziewczynie. 18-latka spojrzała na chłopaka, starając się wyczytać coś z jego twarzy. Kiedy jednak to się nie udało, otworzyła list i wyciągnęła z niego…
- Żartujesz sobie ze mnie – wydusiła, skanując wzrokiem swój prezent. Były to dwa bilety na koncert Jessie Ware, który miał odbyć się 24 lutego.
- Oh kotku, czy ja wyglądam, jakbym żartował? – uśmiechnął się filuternie.
Joy tylko zachichotała, kręcąc głową. Jej chłopak był niemożliwy.

2 lutego, w 22 urodziny Harry’ego, oboje razem z Jasonem cały dzień przesiedzieli w sali z pianinem. 3 lutego również. I 4, 5, 8, 12 oraz 16 lutego.
17 lutego, Harry zmarł.
24 lutego, Joy stała w pierwszym rzędzie na koncercie Jessie Ware i płacząc, śpiewała:


Ponieważ nie chcę się zakochiwać
Jeśli ty nawet nie chcesz próbować
Ale jedyne, o czym mogę myśleć
To to, że może byś mogła



Całkiem niesrkomnie przyznam się, że rozpiera mnie duma.
Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu spodoba się wizja chorego Hazzry'ego, ale cóż.
Piszcie, czy się spodobało! :)
Asia xxx

2 komentarze:

  1. Cześć dziewczęta! :)
    Szukam osób chętnych do pisania znowu na imagin1d! :)
    Jeśli chciałybyście, zapraszam, będzie mi naprawdę bardzo miło, chcę znowu wybić bloga, potrzebuję 10 nowych autorek, które w miarę regularnie będą dodawać posty <3

    OdpowiedzUsuń
  2. O boziu *.* piękny, cudowny. Ahfhjjxfhvxvn! popłakałam się <33

    OdpowiedzUsuń