On nigdy nie wąchał
kwiatów. Nigdy nie patrzył na gwiazdy. Nigdy nikogo nie kochał.
Szkolny korytarz robił się coraz ciaśniejszy. Klasy stopniowo pustoszały, a
roześmiani uczniowie opuszczali budynek z myślą o weekendzie, który właśnie
nadszedł.
- Styles! Styles! - wołał kujon z 2C o imieniu Tim i przeciskając się przez
tłum wymachiwał w górze swoim dużym, niebiesko-zielonym zeszytem.
Harry wraz ze swoją paczką przystanął i zmarszczył brwi słysząc na korytarzu
jego słynne w tym liceum nazwisko. Jęknął klnąc pod nosem, kiedy zobaczył
chłopaka, od którego praktycznie przy każdej możliwej okazji ściągał na fizyce.
- Idźcie już, zadzwonię potem i wszystko omówimy - mruknął Harry do swoich
znajomych, a potem wymienił z każdym z nich przyjacielski uścisk. Jedyną
dziewczynę w ich towarzystwie, Angel, chłopak pocałował w policzek i wyraźnie
niezadowolony podszedł do Tima. - Czego? - warknął.
- Pani Michael prosi cię do klasy - wydukał przestraszony chłopak. Harry
zgromił go wzrokiem i wyminął, mocno trącając ramieniem. Mrucząc pod nosem
przekleństwa pod adresem Tima i głupiej psorki, stanął pod klasą nr 438. Kiedy
niechętnie przekroczył jej próg, został obdarzony uroczym uśmiechem przez jedną
z szarych myszek jego klasy o imieniu T.I i nieco mniej uroczym przez
nauczycielkę.
- Cieszę się, że przyszedłeś, Harry - powiedziała radośnie kobieta, a Styles
przewrócił oczami.
- Może się pani pośpieszyć? Tak się składa, że mam znacznie lepsze rzeczy do
roboty - warknął poprawiając plecak na lewym ramieniu. Pani Michael zignorowała
uwagę Harry'ego i uśmiechnęła się do nastolatka.
- Rada rodziców wraz z dyrektorem zadecydowała, że ty i T.I zagracie główne
role w spektaklu, który zostanie wystawiony przez naszą szkołę na początku lata
- oznajmiła, a chłopak zaśmiał się jej w twarz.
- Nie ma takiej opcji - wzruszył ramionami i nacisnął klamkę drzwi, chcąc
wyjść.
- Dyrektor powiedział, że to jedyna szansa, żebyś nie oblał zajęć artystycznych
- usłyszał cienki, wysoki głosik T.I, kiedy był już poza klasą.
Chłopak właśnie kopał w drzwi i szarpał się za włosy w swojej podświadomości,
doskonale wiedząc, że jeśli nie zaliczy tych lekcji, nie przejdzie do następnej
klasy. Zwyzywał się w myślach za bycie takim kretynem i przeczesał palcami
włosy.
- Kiedy pierwsza próba?
- W poniedziałek po lekcjach - pisnęła T.I i wtedy Harry pomyślał, że
ona ma naprawdę ładny uśmiech.
Styles z ociąganiem szedł ku sali kółka teatralnego. Naprawdę nie miał ochoty
spędzić popołudnia z kujonami i luzerami, którzy byli daleko poza poprzeczką
osób, które Harry może kiedyś mógłby choć odrobinę polubić. Chłopak musiał
zrezygnować z wypadu nad jezioro ze znajomymi na rzecz jakiejś głupiej próby.
Był zły. Wszedł do klasy zatrzaskując za sobą drzwi i bez słowa zajął miejsce
na jednym z krzeseł przygotowanych specjalnie dla uczniów. Pani Michael
spojrzała na Harry'ego z uniesionymi brwiami, a potem machnęła na niego ręką i
wróciła do rozmowy z Peterem. Nie minęły dwie minuty, kiedy zaklaskała w
dłonie.
- Uwaga, moi drodzy! W tym rojy wystawiamy spektakl, który opowiada o Edzie i
Zo. Nienawidzili się od czasów przedszkola. Zo jest szarą myszką, a Ed królem
szkoły. Pewnego dnia muszą wykonać razem projekt. Spędzają razem coraz więcej
czasu, aż w końcu zakochują się w sobie - Harry miał wrażenie, że zaraz
zwymiotuje. - Niestety potem Zo musi wyjechać i zakochani rozstają się.
- Chyba sobie kurwa jaja ze mnie robicie - mruknął już widząc swoich przyjaciół
śmiejących się z niego.
- Harry! - skarciła go nauczycielka, a on wywrócił oczami.
On i T.I? Chłopak spoliczkował się mentalnie za to, że nie odrabiał zadań
domowych i nie przychodził na zajęcia artystyczne, a teraz musiał cierpieć te
katusze. Spojrzał znad opadającej na czoło grzywki na T.I. Uśmiechnęła się do
niego nieśmiało i spuściła zawstydzony wzrok na szare trampki. Wtedy
Harry pomyślał, że może nie będzie tak źle, jak mu się wydaje.
Pani Miachael rozdałą scenariusze i kazała dzieciakom wracać do domów. Harry
jako pierwszy opuścił salę i miał ochotę wyrzucić plik kartek, który dostał.
Przysiadł na schodach przed budynkiem, czekając na swoją mamę. Po chwili jednak
zorientował się, że będzie zmuszony wracać pieszo, bo Anne była na ważnej
konferencji w Chicago.
- Wszyscy kurwa przeciwko mnie - mruknął sam do siebie, wstając.
- Dlaczego tak sądzisz? - usłyszał za plecami i podszkoczył wystraszony.
- Nie zauważyłem cię - bąknął do dziewczyny i zszedł ze schodó.
- Jesteś dziwny - skwitowała idąc za chłopakiem.
- Niby czemu? - rzucił poirytowany.
- Tak po prostu - wzruszyła ramionami. - W dodatku nie pasujesz do tej ekipy
pustych mięśniaków i jeszcze bardziej pustych cheerledearek. Jesteś od nich
lepszy.
- Co ty wiesz?! Nic nie wiesz! - syknął.
- Może masz rację. Moze nie wiem - powiedziała i odeszła w swoją stronę. A on
patrzył jak odchodzi, jak jej sylwetka się oddala aż w końcu znika za
horyzontem. I wtedy Harry pomyślał, że wcale nie chciał, by odchodziła.
- Więcej emocji Harry! Jest prawie idealnie! - zawołała nauczycielka.
- Nie zrobię żadnego projektu - prychnął chłopak splatając ręce na klatce
piersiowej.
- W takim razie nie licz, że przejdziesz do następnej klasy - odezwała się
Gina, przechadzając się po klasie.
- Ale pani Smith... - rzucił błagalnie Harry.
- Żadnego ,,ale'' Edward! - Gina wyraźnie podniosła głos. - Albo robisz projekt
wspólnie z Zo, albo widzimy się na wakacyjnej poprawce.
- Świetnie! - krzyknęła pani Michael, klaszcząc w dłonie. - Dobra dzieciaki,
koniec na dziś. Idźcie do domów i uważajcie na siebie, widzimy się w
poniedziałek!
Wszyscy opuścili budynek szkoły, najszybciej jak się dało. Harry wychodząc z
liceum szukał wzrokiem ubranej w skórzaną kurtkę T.I. W końcu zauważył ją
siedzącą na murku.
- Ej, Harry! - usłyszał. Odwrócił się i zobaczył Landona idącego w jego stronę.
- Masz jakieś plany na dzisiejszy wieczór? Rodzice wyjechali na weekend i robię
małą imprezę. Wpadnij, jeśli będziesz miał ochotę - chłopak uśmiechnął się
szeroko.
- Dzięki Landon, będę na pewno - odparł Harry. - To do wieczora - rzucił
zbiegając po schodach.
- Hej, Harry! - zawołał chłopak, a Styles odwrócił się w jego kierunku. - T.I
chciałaby z tobą pójść. Ona nigdy się nie przyzna, ale wiem, jak jest.
- Jasne, zaproszę ją. Dzięki stary, cześć - powiedział loczek spoglądając na
murek i podbiegł do siedzącej na nim dziewczyny. - Cześć T.I - odparł
uśmiechnięty.
- Cześć Harry - bąknęła nie podnosząc wzroku znad ekranu komórki.
- Wiesz, bo tak się zastanawiam... Nie poszłabyś ze mną na imprezę do Landona?
- zapytał.
- Naprawdę?! - pisnęła podekscytowana, jednak zaraz chrząknęła, na co Harry
zachichotał, przytakując.
- Gdzie mieszkasz? Wpadnę po ciebie o ósmej.
- Um... Road Street 12st - mruknęła, a Styles uśmiechnął się szeroko.
- Do wieczora, T.I - rzucił muskając jej policzek. I wtedy Harry
pomyślał, że zaczyna wariować .
- Gina! Gina! Ej! Gina, zaczekaj! - wołał chłopak, przeciskając biegnąc za
dziewczyną, aby po chwili złapać ją za ramię i obrócić w swoją stronę.
- Odpieprz się, Harry! Czego ty jeszcze chcesz?! - krzyknęła wyszarpując swoją
rękę z uścisku Stylesa.
- Chcę wiedzieć, gdzie jest T.I - odparł.
- Ona nie chce, żebyś wiedział. Zrobiłeś jej wielką krzywdę. Zawsze wiedziałam,
że jesteś kutasem bez serca, ale nie zdawałam sobie sprawy, jak wielkim -
warknęła po czym popchnęła chłopaka i ruszyła na koniec korytarza.
Wtedy Harry pomyślał, że naprawdę mu zależy. Uciekł z ostatnich
lekcji i pojechał taksówką do domu T.I. Długo dzwonił do drzwi, lecz nikt ich
nie otworzył. Zły na siebie i zrezygnowany wrócił do swojego pustego
apartamentu.
Pierwszy raz w życiu potrzebował wsparcia od zapracownej matki.
Nie pierwszy raz jej po prostu nie było.
Automatyczna sekretarka pękała w szwach od wiadomości Tima, Angel lub Shane'a.
Ale Harry miał ich gdzieś, bo to oni stworzyli go takim, jakim był i takim,
który zranił pierwszą ważną w jego życiu osobę. Zaprosił ją na imprezę, a to
było dla niej bardzo ważne, ponieważ T.I zauroczyła się Harrym już w
przedszkolu, a teraz mieli prawie 18 lat i byli dorosłymi ludźmi, jednak wciąż
zagubionymi w uczuciach.
Więc kiedy T.I płakała do poduszki ignorując dzwoniący telefon, zarówno
stacjonarny jak i komórkowy, Harry szlochał będąc bezradnym i odpowiedzialnym
za cierpienie kogoś, w kim zdecydowanie się zakochał, nawet nie wiedząc kiedy.
Oboje cierpieli z miłości. Nie byli w stanie porozmawiać?
- T.I! T.I błagam, otwórz - jęczał Harry połykając słone łzy, kiedy dobijał się
do drzwi ukochanej. - Słuchaj ja... Wiem, że, że jestem dupkiem i nie chcesz
mieć ze mną do czynienia, ale ja... ja chyba cię kocham wiesz? I nie potrafię
tego zatrzymać. Słyszysz? Kocham, kocham cię T.I.
I drzwi otwarły się, a twarzą w twarz stanęły dwie zapłakane postacie.
- Powiedz to jeszcze raz - szepnęła.
- Kocham cię T.I - odparł, a dziewczyna rzuciła mu się w ramiona i łkała dalej,
a on trzymał ją i wiedział, ze teraz zdobył szczyt. Podbił świat.
Kiedy król szkoły wszedł na korytarz trzymając za rękę tę dziwaczkę ludzie
zaczęli gadać. Ale Harry się nie przejmował i objął ją ramieniem, śmiejąc się z
czegoś, co powiedziała, a następnie pocałował ją w czoło i odprowadził pod
klasę. T.I oparła się o ścianę, przyciągając swojego chłopaka do krótkiego
pocałunku, a potem przygryzła wargę, kiedy on uśmiechał się szeroko. Usłyszeli
chrząknięcie, odwrócili się. Paczka Hary'ego patrzyła na nich na wpół
rozbawiona, a na wpół zła.
- Co to kurwa jest, Harry? - warknął Tim.
- A co ma być? - zapytał beztrosko Styles.
- Prowadzasz się z... nią - powiedziała z obrzydzeniem Angel. - Zamiast z nami?
- Cóż, na to wygląda - wzruszył ramionami chłopak.
- To koniec naszej przyjaźni stary. Oficjalnie stałeś się dla nas śmieciem -
rzucił Shane.
- Wspaniale - klasnął w dłonie loczek. - A teraz wybaczcie, ale się śpieszymy -
zaśmiał się ciągnąc zmieszaną T.I za rękę. Pocałował ją czule, a ona ścisnęła
mocniej jego rękę.
- Ale... Jak to... wyjeżdżasz? - załkał.
- Ja... przepraszam Ed. Kocham cię, zawsze, na zawsze, na wieki - szepnęła
łapiąc Harry'ego za rękę, a drugą otarła jego policzek. Wpadli sobie w ramiona,
a światła na scenie zaczęły gasnąć. Na sali rozległ się głos narratora, który
ledwo dało się wyłapać, spośród burzy oklasków.
- Nasza miłość jest, jak wiatr. Nie widzę jej, ale czuję.
Harry i T.I czuli ją. W każdym momencie, bycia razem, lub osobno. Pod
prysznicem, w sklepie, w kościele.
Był czerwiec, kiedy T.I wyciągnęła swojego wiecznego lenia z domu. Pożyczyła
auto wujka i wyjechała z Harrym za miasto, na łąki, które należały do jej
dziadków. Wyciągnęła koc, rozłożyła go na soczyście zielonej trawie i leżała na
klatce piersiowej Harry'ego Zataczała kółka w miejscu, gdzie było jego serce.
Uśmiechała się i wiedziała, że Harry robi to samo, głaszcząc ją po włosach.
Odwróciła się i zerwała pojedyńczą stokrotkę, rosnącą tuż obok nich. Pachniała
niesamowicie. Harry powąchał ją i pocałował swoją dziewczynę, niemo dziękując
jej, że ona pokazuje mu nowy świat i codziennie uczy go miłości. Tego dnia
szybko się ściemniło. Ale oni leżeli na traiw nie przejmując się niczym i
wspólnie oglądając gwiazdy.
- Spójrz, to jest wielki wóz - wskazała. - A co ci to przypomina?
- Nie wiem - odparł.
- Oh, ty nudziarzu - rozbawiona dźgnęła go w bok. - Rusz mózgownicą.
- Hmm... Um, przypomina mi... Przypomina mi nas - powiedział, a ona rozpłakała
się, ponieważ ten pas gwiazd oddawał kształt dwóch splecionych w uścisku
gołębi.
T.I stukała paznokciami o marmurowy blat, a obcasem o świeżo wypolerowane
płytki, pod stołem kurczowo trzymając dłoń swojego chłopaka, który tylko
chichotał z tej przejęcia.
- T.I wyluzuj, to moja mama, a nie Obama - zażartował, a dziewczyna zgromiła go
wzrokiem.
- No właśnie Harry. To twoja mama. A co, jak nie przypadnę jej do gustu? Jak
palnę coś głupiego? Albo jak... - nie dane było jej dokończyć, ponieważ Harry
zamknął jej usta pocałunkiem.
- Ykhym... - para oderwała się od siebie, by ujrzeć Anne Cox stojącą nad nimi.
- Cześć mamo - uśmiechnął się Harry. - To jest T.I, moja dziewczyna. T.I to
moja, mama, Anne.
- Miło mi panią poznać - zawstydzona dziewczyna skinęła grzecznie głową.
- Mi ciebie również, T.I. Przepraszam was, mam tylko godzinę. Zaraz muszę
wracać do biura - westchnęła kobieta, a Harry mruknął niesłyszalnie jak
zawsze.
Ale mimo okrojonego czasu, spędzili go świetnie, a T.I zauroczyła Anne od
samego początku. Wiedziała, że ktoś dobry otrzymał serce jej syna i była
wdzięczna, że tą osobą została właśnie T.I.
Wszystko co dobre,
kiedyś się kończy.
Harry płakał całą noc, ciągnąc się za włosy i kołysząc, a Anne tuliła go mocno
szepcząc, że będzie w porządku. Ale chłopak wiedział, że nie będzie, ponieważ
kończył im się czas i został miesiąc, a potem mieli zostać rozdzieleni. Śmiał
się ironicznie, przeklinając Boga, ponieważ jeszcze kilka tygodni wcześniej
grał identyczną rolę, a teraz to działo się w życiu realnym i on znów był
głównym bohaterem. A T.I miała wyjechać za miesiąc, pozostawiając za sobą
wszystko, co łączyło ją z Harrym. Ale gdzieś tam w Ameryce czekało ją coś,
czego nie mogła dostać tutaj. Coś dobrego. A Harry to zrozumiał, mimo wszystko
zrozumiał. I nie obchodziło go, że teraz jego serce jest roztraskane w miliard
kawałków. Bo T.I chyba była szczęśliwa, a jeśli ona była
szczęśliwa, to on też.
- Wiesz, że cię kocham, prawda? - szepnął, ocierając łzy z jej zarumienionych
policzków.
- Wiem, kocham cię też Harry - przytuliła go najmocniej na świecie, wdychając
jego zapach, zapamiętując chrypkę, badając fakturę skóry. Chłonęła wszystko z
nadzieją, że to zostanie z nią na dłużej.
- Nieważne czy będzie dzień, czy noc, możesz dzwonić, przylecieć, cokolwiek,
dobrze? Zawsze tu będę - pocałował ją ostatni raz, a potem ona odeszła.
A kiedy zapłakany odwrócił się, zobaczył Tima, Angel, Shane'a i swoją mamę,
którzy stali z walizką. Angel i Anne płakały, chłopcy byli poruszeni. Wszyscy
mocno go przytulili, a on rozpłakał się jeszcze mocniej. Kiedy się od siebie
oderwali, Shane wcisnął Harry'emu w dłoń papierek. A ten rozwinął go i spojrzał
na nich zszkowany. Kiwnęli głową w stronę samolotu, stojącego za szklaną, grubą
szybą.
T.I nie potrafiła odnaleźć się w tłumie pasażerów, który widniał na
lotnisku. Była całkiem sama ze zdjęciem Harry'ego w portfelu i tak
niewyobrażalnie mocno chciała płakać i krzyczeć, że nienawidzi tego miejsca,
mimo, iż nigdy wcześniej tu nie była. Złapała w obie ręce swoje torby i zaczęła
przeciskać się do wyjścia. Tłum zamiast maleć, narastał jeszcze bardziej, a T.I
była coraz bliżej wyjścia i rozpoczęcia nowego życia. Życia, którego nie
chciała rozpoczynać bez niego.
I nagle czas zatrzymany.
Walizki na ziemi.
Łzy.
I on, stojący i płaczący razem z nią.
Stojący i czekający, by zacząć nowe życie z nią.
- Ale... Ale jak? - niewyobrażalnie mocno płakała, zaciskając pięści na
materiale jego T-shirtu.
- Nie potrafię bez ciebie żyć - szepnął, całując ją gwałtownie.
Patrząc na całą
sytuację z perspektywy czasu wiem, że to, co zaszło między nimi, nie było
przypadkiem. To było to. Jak to poczuli? Skąd wiedzieli?
Ich miłość jest, jak wiatr. Nie widać jej, ale czuć.
Jezu, nawaliłam ._.
Obiecałam sobie, że na tego bloga będę dodawać nowe prace, ale cholerka, to mnie dziś przerosło.
Podziękujmy mojej polonistce i jej ''Na jutro rozprawka na 3 strony, temat: Sztuka czy kicz?'''.
Serio, gorszego tematu wybrać nie mogła.
W każdym razie ja już się nie użalam nad sobą, zostawiam was z Harrym :)
Za tydzień dodam coś naprawdę wielkiego (skromna ja).
KOMENTUJCIE! XX
Asia :) xx